Gorzowscy policjanci musieli wybić szybę w aucie, bo w środku był kilkuletni chłopiec, który nie dawał oznak życia. Funkcjonariusze mieli informacje od świadka, że dziecko znajduje się w samochodzie już od dłuższego czasu. Na dworze panował kilkustopniowy mróz. Matka w tym czasie robiła zakupy.
W sobotę, 30 stycznia, po godzinie 18.00 do policjantów dotarła informacja o dziecku, które jest zamknięte w samochodzie na parkingu przed sklepem. Funkcjonariusze szybko pojawili się na ul. Myśliborskiej. Kobieta przekazała, że już dłuższy czas obserwuje fiata, w którym zauważyła dziecko. Czekała na opiekuna, ale nikt się nie pojawił, więc zdecydowała się poinformować o tym policję.
Funkcjonariusze próbowali nawiązać kontakt z chłopcem. – Wielokrotnie pukali w szybę, bujali autem. Dziecko nie dawało jednak żadnych oznak życia – mówi podkom. Grzegorz Jaroszewicz, rzecznik gorzowskiej policji. Funkcjonariusze stwierdzili, że nie można czekać dłużej, bo na dworze panował kilkustopniowy mróz, a każda chwila mogła decydować o życiu i zdrowiu.
Policjanci wybili szybę i otworzyli samochód. Funkcjonariusze sprawdzili czynności życiowe. Po chwili udało im się wybudzić chłopca. Był blady na twarzy, zmarznięty i trząsł się z zimna. – Jeden z policjantów poszedł do pobliskiego sklepu, żeby kupić dziecku ciepłą herbatę – mówi podkom. Jaroszewicz.
10-latek powiedział, że przyjechał na zakupy z mamą. W pewnym momencie kobieta pojawiła się przy swoim samochodzie. Twierdziła, że chłopiec w aucie został tylko na chwilę. Inaczej przedstawiała to osoba, która o całej sytuacji poinformowała policjantów. Na miejsce przyjechała załoga pogotowia ratunkowego, chłopiec nie wymagał hospitalizacji. Informacje o tej interwencji zostanie przekazana do sądu.