Za napis „j…ć PiS” na koszulce i samochodzie Janusz stanie przed sądem. – To gorzej niż komuna – mówi

Janusz Ziętkiewicz, 65-letni elektryk z Jarocina nabawił się kłopotów przez napis na koszulce j..ć PiS oraz taki sam na swoim samochodzie. – To moja wolność słowa, to moje prawo do wyrażanie niezadowolenia z tego co robi obecny rząd. Nie boję się – mówi 65-latek. Jednak zdaniem jarocińskiej policji to zachowanie nieobyczajne, za które należało ukarać. Pan Janusz z mandatem się nie zgodził, dostał więc sądowy wyrok nakazowy grzywny 130 zł z kosztami, ale się odwołał. Wkrótce stanie przed sądem.

Wszystko zaczęło się w parku w Jarocinie, 27 czerwca br. Odbywało się tam odsłonięcie pomnika polityka PiS Jana Szyszko, byłego ministra środowiska. Na odsłonięciu pomnika pojawił się Janusz Ziętkiewicz. Miał na sobie koszulkę z napisem „j..ć PiS”. Taką, w której na różne imprezy chodzi od kilku lat. – Nic nie mówiłem, po prosu stałem spokojnie otoczony również spokojnymi policjantami. Nic się nie działo – wspomina ten dzień 65-latek.

Wylegitymowali Janusza i się zaczęło

Kiedy Pan Janusz odchodził po odsłonięciu pomnika, podeszło do niego dwóch policjantów. – Zostałem wylegitymowany i na tym się skończyło. – mówi J. Ziętkiewicz. Jak już wiemy, że wtedy się dopiero zaczęło. Wkrótce Pan Janusz dostał wezwanie z komendy policji w Jarocinie. Podjechał nissanem, na którym od kilku lat ma taki sam napis, jak na koszulce. Tam został mu postawiony zarzut umieszczenia nieprzyzwoitego napisu w miejscu publicznym. – Do niczego się nie przyznałem. To jest moje prawo do wolności słowa i mój sprzeciw – mówi pan Janusz.

Dwa mandaty na komendzie

I to dalej nie koniec. Kiedy policjantka w cywilu zakończyła przesłuchanie Pana Janusza, podeszła do niego druga, w mundurze. Teraz niespodziewanie ona zabrała się za Pan Janusza. Dlaczego. – Bo zauważyła napis na zaparowanym przez komendą aucie „j..ć PiS”, który jest tam od kilku lat. To dosłownie absurd – mówi Pan Janusz. Policjantka zrobiła zdjęcia i pisała wszystko na temat napisu. – Do niczego również się nie przyznałem – mówi Pan Janusz. Nie przyjął też dwóch mandatów po 50 zł. Zaznacza, że obie policjantki były dla niego miłe.

Przyszedł wyrok nakazowy

Mijały tygodnie. Okazało się, że Pan Janusz został ukarany przez sąd grzywną nałożoną wyrokiem nakazowym w wysokości 50 zł za dwa wykroczenia oraz obciążono go kwotą 80 zł tytułem kosztów sądowych. Od tego się odwołał. Jak podkreśla Pan Janusz, całe to zamieszania to nic innego, jak atak na wolność słowa. – Mam również demokratyczne prawo do wyrażania swojego niezadowolenia z poczynań obecnego rządu – mówi J. Ziętkiewicz i dodaje, że teraz czuje się gorzej niż za komuny. To atak na wolność słowa. – Dotarłem do mecenasa Roberta Kornalewicza z Zielonej Góry. Wiem, że wygrał i doprowadził do uniewinnienia dziewczyny z Nowej Soli absurdalnie oskarżonej o znieważenie prezydenta Dudy na jego wiecu wyborczym przy użyciu podobnych słów – mówi Pan Janusz.

To atak na wolność wyrażania poglądów politycznych

Mecenas Kornalewicz z Zielonej Góry sprawą pana Janusz zajął się pro bono. – To atak na wolność wyrażania poglądów politycznych. W ostatnich latach obserwujemy zjawisko bezpodstawnego oskarżania obywateli krytycznie oceniających rządzących. Tymczasem należy pamiętać, że wolność wypowiedzi, w tym wolność wyrażania poglądów politycznych, o którą przez lata jako naród walczyliśmy, stanowi jedną z podstawowych zasad demokratycznego społeczeństwa – mówi mecenas Kornalewicz.

Adwokat dodaje, że wolność wyrażania poglądów politycznych, nawet w sposób szokujący, czy obraźliwy, nie może stać niżej w hierarchii wartości niż ochrona obyczajności publicznej. – Wskazana materia jest mi szczególnie bliska. Dlatego zdecydowałem się pomóc panu Janusowi pro bono. I uczynię tak za każdym razem, gdy ktoś zwróci się do mnie w podobnej sprawie – mówi mecenas Kornalewicz.

I kolejny absurd policji

W międzyczasie do domu Pana Janusza przyszedł dzielnicowy. Okazał się, że chodziło o jego żonę. Nissan jest na nią zarejestrowany. – To przecież nękanie mojej rodziny. Ja tym autem jeżdżę – mówi pan Janusz. Spotkanie z dzielnicowym skończyło się na niczym. – W listopadzie przyniósł wezwanie do stawienia się na komendzie, uwaga w październiku – mówi Pan Janusz. Dzielnicowy po chwili wyszedł.

Poprzedni artykułMakabryczny wypadek. Nie żyje 22-latek. 18-latka w szpitalu
Następny artykułRakiety spadły na Polskę. „Są ofiary śmiertelne”. Pilna narada w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego