Niespełna dwuletni Michałek walczy o życie w szpitalu w Poznaniu. Trafił tam wstanie krytycznym śmigłowcem LPR, po tym jak wpadł do szamba pod domem w Klenicy (woj. lubuskie). Maluch wybudził się i wkrótce trafi do klinki Budzik. Mama od dnia wypadku cały czas jest z synkiem w szpitalu.
W piątek, 16 kwietnia, Marcin Przygodzki z Angeliką Gajdzicką i dziećmi pojechali do babci do Klenicy. Miał być grill i chwile spędzone w rodzinnym gronie. Nic nie zapowiadało tragedii.
Michałek bawił się z bratem na podwórku. Niespełna dwulatek zainteresował się kotem. Głaskał zwierzaka, biegał za anim. – Cały czas pilnowaliśmy dzieci, jak zawsze – opowiada Danuta Gajdzicka, babcia Michałka.
Zaczęto przygotowania do grilla. Dzieci zostały na podwórku, bawiły się. – To była chwila. Michałek najprawdopodobniej pobiegł za kotem za dom – opowiada pan Marcin. Za domem jest płytkie, około metrowe odkryte szambo. – Nie miał kto mi go zamknąć, mieszkam sama – wyjaśnia babcia Michałka.
Brak Michałka zauważyła babcia. Wszyscy od razu zaczęli biegać i szukać malucha. – Zaglądnęłam do szamba, nie było go tam. Pobiegłam na drogę, ale tam też Michałka nie było – wspomina dramatyczne chwili pani Danuta. Dziecka gorączkowo szukali rodzice. – Coś mi mówiło, żeby wrócić i jeszcze raz zajrzeć do szamba – opowiada babcia Michałka. Pobiegał tam i wtedy w szambie zauważyła wnuczka. Michałek wypłynął na powierzchnię, nie ruszał się.
Michałek został natychmiast wyciągnięty z szamba. – Mama zaczęła reanimację i prowadziła ją do czasu kiedy wylądował śmigłowiec – mówi opowiada pan Michał. To było kilkanaście minut. Z ust Michałka wypłynęło dużo wody.
Walkę o życie dziecka kontynuowała załoga śmigłowca LPR. Lekarka Aneta Ciołek robiła co tylko w jej mocy, żeby maluch przeżył. Usilnie reanimowała maluszka. Paweł Trojanowski z OSP biegał i podgrzewał w kuchence kroplówki, bo maluch był wyziębiony. W końcu Michałek śmigłowcem trafił do szpitala w Poznaniu.
Jego stan był cały czas krytyczny, ale lekarze nie poddawali się. Chłopiec został podłączony pod płucoserce. Po kilku dniach Michałek wybudził się. – Jest znacznie lepiej. Widzę, że nawet zaczyna reagować – mówi pani Angelika, która cały czas jest z synkiem. Zajmuje się Michałkiem, masuje go, myje i rozmawia. – Nasze dziecko żyje, bo pani Ciołek która nie poddała się i kiedy nie przyjęto naszego synka w szpitalu w Zielonej Górze zabrała go do Poznania – mówi ze łzami w oczach pan Marcin.
Teraz przed rodziną wielka praca. – Za kilka dni Michałek trafi do kliniki Budzik. Tam zacznie się jego wielomiesięczna i bardzo kosztowa rehabilitacja – mówi pani Angelika.
Rodzice wierzą, że maluch stanie na nogi wróci do normlanego życia. – Zacznie jeszcze biegać jak kiedyś, śmiać się, bawić, a my z nim – mówi pan Michał. Walka trwa.
Link do zbiórki prowadzonej przez fundację Avalon
Zbiórka pieniędzy na Michałka przez zrzutka.pl