Chciałabym opisać sytuację która miała miejsce w Łodzi. Doszło do zlekceważenia 80-letniej osoby potrzebującej pomocy. Nie wiem gdzie mam się z tym zgłosić więc piszę do was.
w niedziele, 18 sierpnia, około godziny 6:35, miało miejsce zdarzenie. Tego ranka, mój 80-letni dziadek, będący osobą chorą, spadł z łóżka w mieszkaniu przy ulic Gdyńskiej w Łodzi i nie był w stanie samodzielnie się podnieść.
Moja babcia ze względów zdrowotnych nie była w stanie mu pomóc, więc zadzwoniła na numer alarmowy 112, prosząc o wsparcie w podniesieniu dziadka. Jednak dyspozytorka, z którą rozmawiała, odmówiła wysłania pomocy, argumentując, że powinna zwrócić się o pomoc do sąsiadów.
W ich sąsiedztwie mieszkają głównie starsze kobiety, które również zmagają się z problemami zdrowotnymi co uczyniło tę sugestię nieadekwatną. Mimo to usłyszała, że jeśli zbiorą się trzy panie, to poradzą sobie z podniesieniem dziadka. Babcia zrezygnowana podziękowała za pomoc.
W obliczu braku innej możliwości, zdecydowała się ponownie zadzwonić, tym razem do straży pożarnej. Niestety, także tutaj spotkała się z odmową. Powiedziano jej, że straż pożarna nie może przyjechać, ponieważ ich wóz jest zbyt duży, żeby tam podjechać i że nie przyjeżdżają na takie wezwania zasugerowali, że sąsiedzi powinni być w stanie pomóc.
Bezradna babcia zwróciła się o pomoc do sąsiadki. Niestety, podczas próby podniesienia dziadka z podłogi sąsiadka upadła, doznając silnego bólu pleców, co dodatkowo skomplikowało sytuację.
To się w głowie nie mieści. Brak profesjonalnej pomocy w tej sytuacji naraził na niebezpieczeństwo zdrowie i życie dziadka, babci, jak i sąsiadki.
Zapytacie gdzie w tym rodzina. Otóż wszyscy mieszkamy daleko i niestety nie byli byśmy w stanie pomóc.
Jest mi cholernie przykro że ludzie którzy kiedyś pracowali w służbie zdrowia dziś są traktowani jak przedmioty!
Sytuacja miała miejsce na ul Gdańskiej. Przykre jest to że straż potrafi jechać do kota który wszedł na drzewo i nie może zejść, a do człowieka, który nie ma siły sam wstać nie przyjadą.