Do końca zbliża się proces w głośnej sprawie, o której informuje portal epoznan.pl
W maju ubiegłego roku na chodniku prowadzącym z rejonu Rynku Wildeckiego do szkoły, w której uczy się dziś 17-letnia Maja, doszło do przykrego incydentu. Niedowidząca nastolatka szła z koleżanką do szkoły, gdy w pewnym momencie została potrącona w łokieć przez przejeżdżającą rowerem rowerzystkę. Nastolatka nie zareagowała.Ale zareagowała kobieta jadąca rowerem. Zatrzymała się, odłożyła rower, podbiegła do dziewczyn i chwyciła Maję za włosy szarpiąc ją, pchnęła ją na chodnik tak, że dziewczyna upadła uderzając twarzą o podłoże. Miała obrażenia na czole i łokciu. Po wszystkim rowerzystka wsiadła na rower i odjechała.
Roztrzęsiona Maja dotarła do szkoły, ale na miejsce jej opiekunowie wezwali mamę. Sprawę zgłoszono policji. Szybko ustalono, że sprawcą jest 45-letnia księgowa, matka czworga dzieci. Już w listopadzie informowaliśmy, że rowerzystka nie przyznaje się do zarzucanego jej czynu. Nie wykazała skruchy, a co więcej – oskarżyła Maję o napaść i próbę zabójstwa. Przedstawiła zupełnie inną wersję wydarzeń tłumacząc, że Maja specjalnie zepchnęła ją na ogrodzenie.
Jak podaje Gazeta Wyborcza, w czwartek odbyła się kolejna rozprawa. Prokuratorka przyznała jasno, że każdy oskarżony może się bronić, ale w tym przypadku rowerzystka wymyśliła coś, co się nie zdarzyło. A wynika tak nie tylko z relacji Mai i jej koleżanki, ale też innych świadków. Jej zdaniem, wina oskarżonej nie budzi wątpliwości. Innego zdania jest adwokatka rowerzystki, która twierdzi, że media stygmatyzują jej klientkę.
W marcu zapaść ma wyrok w tej sprawie. Prokuratura chce, by kobietę skazano na rok prac społecznych i by zapłaciła kilka tysięcy złotych nawiązki dla Mai. Oskarżona chce uniewinnienia.